Górnośląscy powstańcy na Śląsku Cieszyńskim w 1919 r.

Powstania Śląskie nie są na ogół kojarzone ze Śląskiej Cieszyńskim, z którego perspektywy  wydają się wydarzeniami odległymi i pozbawionymi związku z dziejami nadolziańskiego regionu. Tymczasem to właśnie na Śląsku Cieszyńskim, a ściślej w położonych nieopodal Frysztatu Piotrowicach (na terenie dzisiejszego Zaolzia) 16 sierpnia 1919 r. zapadła decyzja o zdetonowaniu I Powstania Śląskiego i to stamtąd o drugiej w nocy dnia 17 sierpnia wyprowadzono pierwsze powstańcze uderzenie na sąsiadujące z Piotrowicami Gołkowice. To również na Śląsku Cieszyńskim, w Piotrowicach, Strumieniu i Dziedzicach ulokowane były obozy dla górnośląskich uchodźców, którzy stali się ofiarami niemieckich represji.1


Pierwsi górnośląscy uchodźcy pojawili się w Piotrowicach w styczniu 1919 r. Byli wśród nich Mikołaj Witczak, komendant POW wschodniej części powiatu rybnickiego i jego brat Józef. Założyli kwaterę w gospodzie Emila Krutkiego, gdzie szybko po przybyciu kolejnych działaczy sformowano rodzaj sztabu. Na przełomie lutego i marca znalazł się tam również komendant powiatu kozielskiego Alfons Zgrzebniok, a niedługo potem Jan Wyglenda, komendant powiatu raciborskiego.

 

Górnoślązacy, którzy w pierwszej fazie napłynęli na Śląsk Cieszyński, byli przeważnie ludźmi młodymi, aktywnymi członkami Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska (POW GSl). Wielu z nich było związanych z ruchem narodowym już przed wojną. Na przełomie 1918 i 1919 r. ich konspiracyjna działalność, w której nie mieli dużego doświadczenia, w wielu wypadkach kończyła się ujawnieniem i koniecznością ucieczki poza kordon.

W maju szeregi uchodźców uległy znacznemu poszerzeniu, w związku z czym powstał drugi ich obóz, który ulokowano w Strumieniu. W tym czasie swoją obecność na Śląsku Cieszyńskim Górnoślązacy zamanifestowali, biorąc udział w uroczystym powitaniu Ignacego Paderewskiego, który, wracając z Paryża do Warszawy, dwukrotnie zatrzymywał się na dworcu w Piotrowicach (10 maja i 21 lipca 1919 r.), przyjmowany tu owacyjnie przez miejscową ludność, przedstawicieli Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego oraz delegatów reprezentujących środowisko górnośląskich uchodźców.

Pod koniec maja doszło do reorganizacji obozu w Piotrowicach, który przekształcono w ekspozyturę wojskową z komendantem Józefem Michalskim na czele. Celem nowo utworzonej placówki było, z jednej strony, poddanie kontroli potencjalnie wybuchowego elementu, jakim byli uchodźcy, a z drugiej otoczenie ich opieką. Komendantura obozu zajmowała się kwaterowaniem uchodźców (najczęściej w szkołach, budynkach fabrycznych i w domach prywatnych) oraz rozdziałem żywności i odzieży. Jej zadaniem było również kierowanie zdolnych do służby wojskowej do formującego się właśnie 1 Pułku Strzelców Bytomskich.

W obozie piotrowickim odbywały się narady komendantów powiatowych POW GŚl. Na jednej z nich 18 czerwca, zdecydowano o rozpoczęciu powstania w dniu 22 tegoż miesiąca. Wybuch powstrzymała osobista interwencja Wojciecha Korfantego. Decyzja ta nie dotarła tylko do powiatu kozielskiego, gdzie w miejscowości Dziergowice o wyznaczonej porze przystąpiła do akcji grupa powstańców. Działając w osamotnieniu, ponieśli oni klęskę, w wyniku której w Piotrowicach zjawiła się grupa uczestników nieudanej insurekcji z Karolem Grzesikiem na czele. Przyczyniło się to do dalszego zradykalizowania nastrojów wśród uchodźców, przyniosło wzrost rozgoryczenia i nieufności do poznańskich polityków. W obozie odbywały się wiece, rezolucje słano nawet do Paryża. Powszechnie oskarżano kręgi kierownicze o kunktatorstwo i domagano się konfrontacji zbrojnej. Ulubioną pieśnią uchodźców było „Gdy naród do boju wystąpił z orężem….”. Nastroje ulegały dalszej eskalacji na skutek dochodzących z Górnego Śląska wiadomości o niemieckim terrorze oraz w konsekwencji coraz częstszych starć ze stacjonującymi nieopodal oddziałami Grenzschutzu, którego żołnierze podjęli nawet próbę wysadzenia w powietrze gospody Emila Krutkiego wraz z przebywającymi w niej uchodźcami.

W tej sytuacji Dowództwo Główne zdecydowało w połowie lipca o przeniesieniu swej siedziby do znacznie spokojniejszego Strumienia. Przemawiały za tym także względy taktyczne. Utworzono tam magazyny broni, żywności i odzieży, punkty sanitarne i łączności oraz punkt przerzutowy ochotników. Obóz strumieński stał się w dużej mierze obozem kadrowym. Jego liczebność wynosiła z początkiem sierpnia 1919 r. 30-59 osób. W tym okresie Dowództwo Główne utrzymywało już ożywione kontakty z miejscowymi władzami wojskowymi, szczególnie z ekspozyturą Oddziału III Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego w Oświęcimiu, która dostarczała materiałów wywiadowczych dotyczących Górnego Śląska. Na ich podstawie i w oparciu o własne źródła informacji strumieński sztab dość szybko dokonał bilansu sił własnych i przeciwnika, po czym przystąpił do opracowywania planu operacyjnego.

Tymczasem w Piotrowicach, wobec coraz bardziej bojowych nastrojów, które wzmogły się jeszcze na skutek potyczki stoczonej  14 sierpnia z oddziałem. Grenzschutzu, uchodźcy zdecydowali się dokonać rozstrzygających posunięć. Wybrany został własny sztab z komendantem J. Michalskim na czele, a po jego rezygnacji nowe kierownictwo w osobach Franciszka Marszolika, Franciszka Zieleźnego, Andrzeja Hercoga i Jana Szczepańskiego pod dowództwem Maksymiliana Iksala. W końcu ogólne zebranie uchodźców zdecydowało o rozpoczęciu powstania, którego początek wyznaczono na 17 sierpnia. Stosowny rozkaz wydał sztab sygnując go kryptonimem „Gwiazda”. O godzinie drugiej tego dnia grupa ochotników z piotrowickiego obozu, po przejściu granicy, zaatakowała placówkę Grenzschutzu w Gołkowicach. W rezultacie ataku zginęło sześciu Niemców, ośmiu zostało rannych, a 16 wzięto do niewoli. Następnie powstańcy podeszli pod Godów, ale tam, na skutek niemieckiej przewagi, zdobyli tylko dworzec, po czym zmuszono ich do odwrotu.

 

Niezidentyfikowana grupa powstańców śląskich (z zasobów ŚBC)

 

Tego dnia ruch zbrojny ogarnął tylko powiat pszczyński, którego komendant Alojzy Fizia współpracował ze sztabem Iksala. Reszta powiatów milczała, a powstanie rozpoczęło się tam dopiero na rozkaz dowództwa w Bytomiu, które zdecydowało się podjąć ten krok po otrzymaniu wiadomości o aresztowaniu J. Grzegorzka i wybuchu insurekcji pszczyńskiej. W dniu 18 sierpnia rozkaz bytomski potwierdził A. Zgrzebniok, który przeniósł Dowództwo Główne ze Strumienia do Sosnowca, reorganizując je pod nową nazwą — Polska Obrona Górnego Śląska.

Dla piotrowickich uchodźców 18 sierpnia był drugim z kolei dniem walki. Tym razem zaatakowali Niemcy; ich osiemdziesięcioosobowy oddział uderzył na Piotrowice i Piersną. Dzięki pomocy wojska atak szczęśliwie odparto. W tym samym mniej więcej czasie w Piotrowicach znalazła się grupa ochotników ze Strumienia na czele z M. Witczakiem i J. Wyglendą, która włączyła się do działań zbrojnych. Pierwszą wspólnie przeprowadzoną akcją była wyprawa na Pielgrzymowice, w czasie której powstańcy posługiwali się ciężkim karabinem maszynowym Schwarzlose, uzyskanym od płk. Franciszka Latiníka z Cieszyna. W wyniku akcji zdobyta została siedziba sztabu dowodzącego batalionem Grenzschutzu kpt. Reichenbacha oraz znaczne zasoby żywności i broni.

Były to jednak tylko przygrywki do wydarzeń z 20 sierpnia. Tego dnia stuosobowy oddział z Piotrowic uderzył ponownie na Godów. Dzięki sprawnemu dowodzeniu i niesłychanej brawurze powstańców odniesiono pełne zwycięstwo. Nie ponosząc strat własnych, powstańcy zabić mieli 46 Grenzschutzów, a dziesięciu kolejnych wzięli do niewoli. Zdobyto też ciężki karabin maszynowy i kilkadziesiąt karabinów ręcznych. W tym czasie jednak inny oddział Grenzschutzu skorzystał z okazji i uderzywszy na odsłonięty obóz w Piotrowicach, uprowadził 40 osób, a samą miejscowość ostrzelał. Zorganizowany naprędce pościg nie dał rezultatu, a odwetowy atak na Gorzyczki, mimo że brało w nim udział kilkuset powstańców, zakończył się niepowodzeniem. W Godowie i w Gorzyczkach, podobnie jak to było w Pielgrzymowicach, powstańcy zaopatrzyli się w znaczny zapas żywności zdobytej na folwarkach hr. Larischa.

W tym czasie również Strumień stał się bazą wypadową dla przebywających tam uchodźców. Ich liczba znacznie wzrosła po klęsce powstania w powiecie pszczyńskim w dniu 17 sierpnia. Z tego rejonu poprowadzono kilka wypadów wymierzonych w miejscowości leżące po drugiej stronie granicy: Wisłę Małą, Studzionkę, Dębinę, Golasowice, Jarząbkowice i Goczałkowice. Największy z nich miał miejsce 23 sierpnia, kiedy to 180 powstańców w czterech grupach zaatakowało Grzawę i Dębinę oraz Kąpiel i Goczałkowice, które przejściowo zajęto, zdobywając przy tym broń i środki łączności oraz zadając nieprzyjacielowi znaczne straty w ludziach. Po akcji powstańcy wycofali się w okolice Dziedzic. Następnego dnia ponownie starano się zająć Dębinę, ale i tym razem atak został odparty, a Niemcy zbombardowali w odwecie ogniem artylerii Zbytków i ostrzelali z samolotu polskie pozycje w Dziedzicach.

Chociaż oficjalne zakończenie powstania datuje się na 24 sierpnia, w rejonach przygranicznych starcia trwały jeszcze przez kilka tygodni. I tak, wczesnym rankiem 25 sierpnia poprowadzono z rejonu Strumienia trzeci z kolei wypad na Dębinę, którą tym razem zdobyto, ale dalszy pochód powstańców został wstrzymany przez duże siły Grenzschutzu. Równocześnie druga grupa z tego rejonu uderzyła na Goczałkowice i Kąpiel, ale Niemcy, posiłkujący się ogniem pociągu pancernego i ten atak odparli. Tego samego dnia niemiecki samolot zrzucił bombę na pociąg osobowy we Frysztacie, a 26 sierpnia żołnierze Grenzschutzu przeszli w ubraniach cywilnych do Piotrowic, gdzie otoczyli grupę uchodźców, kilku przy tym zabijając, a resztę w liczbie 15 osób biorąc do niewoli. Wśród uprowadzonych znajdowało się czterech polskich żołnierzy. Pościg okazał się nieskuteczny, a same Piotrowice zostały ostrzelane przez niemiecką artylerię.

W dwa dni później powstańcy z tego rejonu uderzyli na niemiecką placówkę w Małych Gorzyczkach, którą zupełnie roznieśli, zabijając 11 Niemców. Piotrowice zostały zaatakowane raz jeszcze 1 września, kiedy kompania Grenzschutzu, wspierana autem pancernym, stoczyła potyczkę z powstańcami i wojskiem. Następne większe starcie miało miejsce 6 września, kiedy Goczałkowice zaatakowała grupa ochotników przybyłych dwa dni wcześniej z Królestwa. Atak był nieprzygotowany i zakończył się zupełnym fiaskiem. Ostatnie walki z Niemcami nastąpiły na przełomie września i października.

Okres pierwszego powstania śląskiego związany jest również z powiększaniem się szeregów uchodźczych na Śląsku Cieszyńskim. Już 17 sierpnia w rejonie Strumienia-Zarzecza przebył Wisłę osiemdziesięcioosobowy oddział powstańców z powiatu pszczyńskiego, a następnego dnia przekroczyła granicę grupa powstańców z powiatu rybnickiego. Podobnie było także w kolejnych dniach, tak, że wkrótce z powodu braku miejsca w Strumieniu, gdzie uchodźców musiano lokować nawet w stodołach, utworzono nowy obóz w Dziedzicach, który z początkiem września zamieszkiwało już 400 osób. Coraz częściej pojawiały się wśród uciekinierów całe rodziny z kobietami i z dziećmi. W Piotrowicach liczba uchodźców miała w tych dniach zwiększyć się do 500.

Niezidentyfikowana powstańcza rodzina (z zasobów ŚBC)

 

W tym samym czasie kierownictwo POW GŚl. odzyskiwało powoli panowanie nad sytuacją. Szczególnie istotne było to dla niekarnych oddziałów uchodźczych, podejmujących działania na własną rękę. W celu poddania kontroli prowadzonych przez nie akcji 23 sierpnia przybył do Strumienia reprezentant władz wojskowych, por. Władysław Włoskowicz. Jego głównym zadaniem było założenie dowództwa powstańczej grupy południowej, obejmującej cztery odcinki: Oświęcim, Strumień, Dziedzice i Piotrowice oraz stworzenie silnych, zdyscyplinowanych i dobrze uzbrojonych jednostek, które byłyby zdolne do udziału w skoordynowanej akcji powstańczej. Po przybyciu do Strumienia założył tam swój sztab, który jednak ze względów komunikacyjnych niemal natychmiast przeniesiono do Dziedzic. Po kilku dniach, w ciągu których dowieziono 38 ochotników i duży transport broni, rejon Strumienia-Dziedzic został podporządkowany odgórnym dyrektywom. Wkrótce we wszystkich trzech obozach sformowane zostały regularne oddziały powstańcze. Liczyły one w Piotrowicach 350 osób, w Dziedzicach 250, a w Strumieniu 57. Zmian dokonywano w ramach jednolitej akcji, zmierzającej do przekształcenia wszystkich skupisk uchodźczych, ciągnących się wzdłuż granicy polsko-górnośląskiej w jednolitą strukturę podporządkowaną centralnym władzom górnośląskim. Dodać należy, że od 22 sierpnia na terenie Śląska Cieszyńskiego, w Kończycach Małych i Zebrzydowicach stacjonowały oddziały 1 Pułku Strzelców Bytomskich przesunięte tu z Częstochowy do ochrony granicy z Niemcami. Mimo obowiązującej w Pułku wojskowej dyscypliny, wielu jego żołnierzy zdezerterowało, aby przyłączyć się do Powstania.

Zmiany wprowadzone przez por. W. Włoskowicza nie powstrzymały jednak rozprzężenia wśród uchodźców, którzy ostrą krytykę kierowali w stronę dowództwa, a przede wszystkim polskich władz państwowych, oskarżając je o bezczynność i brak zainteresowania Górnym Śląskiem. Szerzyła się propaganda socjalistyczna, szczególnie popularny stał się „Robotnik”. Coraz częściej ujawniały się też nastroje antysemickie. Wzrostowi negatywnych emocji sprzyjały warunki bytowe; uciekinierzy chwalili co prawda jedzenie, ale narzekali na brak ubrań, kołder i sienników, doskwierały im kwatery, na których często jedynym posłaniem była wiązka słomy. Zastrzeżenia zgłaszano również do rozdziału żywności na miejscu w obozach, a także w Głównym Komitecie Opieki. Wszystko to znajdowało ujście w postaci coraz bardziej radykalnych żądań, wysuwanych pod adresem władz.

W związku z takim stanem rzeczy dokonano następnej reorganizacji. W połowie września, likwidując powoli obozy w Piotrowicach, Dziedzicach i w Strumieniu, przeniesiono zdolnych do służby wojskowej mężczyzn do obozu w Oświęcimiu, gdzie poddano ich wojskowemu drylowi, a resztę ludności rozlokowano w innych rejonach. W rezultacie tego pociągnięcia w rejonie Dziedzic pozostała jeszcze jakiś czas placówka POW GSl., której oficjalnym zadaniem była opieka nad ciągle jeszcze napływającymi uchodźcami, ale praktycznie chodziło o cele wojskowe. Ostatecznie problem uchodźców rozwiązała umowa amnestyjna z 1 października 1919 r., na mocy której większość z nich wróciła na Górny Śląsk.

Śląsk Cieszyński znajdował się w omawianym okresie w sytuacji szczególnej. Rząd czechosłowacki, stosując konsekwentnie politykę faktów dokonanych, mógł w każdej chwili wymóc na Entencie przyznanie sobie tego terytorium. Przeciwnie niż Praga, Warszawa nie przywiązywała do problemu Śląska Cieszyńskiego większej wagi i właściwie cały ciężar jego obrony spadał na mieszkańców oraz reprezentujące ich władze lokalne. Wpływało to oczywiście na życie cieszyńskiej ludności, które uległo znacznemu upolitycznieniu. Cieszyńscy Ślązacy nie pozostali w tych warunkach obojętni wobec walki toczonej przez górnośląskich pobratymców i na wiele sposobów starali się okazać im swoje poparcie. Podejmowane były działania, które ulżyłyby trudnemu położeniu bytowemu uchodźczego środowiska. Już w maju 1919 r. utworzony został w Strumieniu społeczny komitet pod kierownictwem strumieńskiego notariusza Stanisława Dyboskiego, który zajął się organizowaniem pomocy materialnej dla przebywających w mieście uciekinierów. W sierpniu z inicjatywy E. Kasperlikowej, Marii Stryczkównej oraz ks. Faustyna Hermanna podobny komitet zorganizowano przy nowo powstałym obozie w Dziedzicach. Zadaniem tych instytucji było gromadzenie środków materialnych i funduszy na rzecz pomocy dla uchodźców. W Dziedzicach miało to tym większe znaczenie, że na miejscu znajdował się szpital powstańczy.

Komitet Opieki nad Powstańcami. Od prawej: Stanisław Krzyżowski i Maria Stryczkówna, od lewej Emilia i Aniela Stryczkówny (córki Jana, siostry Marii) i ks. Faustyn Herrmann. Dziedzice przed gospodą Jana Stryczka, wrzesień 1919 r. Źródło: Wikipedia

 

Już od czerwca do Banku Rolniczego oraz do Towarzystwa Oszczędności i Zaliczek, którym przypadła rola pośredników, płynęły systematycznie datki dla bezdomnych Górnoślązaków. Ofiarodawcami były osoby prywatne, organizacje (np. Komitet Zabawowy w Ustroniu, Komitet Parafialny w Istebnej), grupy zawodowe (np. górnicy szybu „Franciszek” złożyli na ten cel jednorazowo ok. 1500 koron) oraz żołnierze, którzy szczególnie się w tej akcji wyróżnili, organizując składki wewnątrz swoich szeregów, jak i przeprowadzając kwesty wśród ludności cywilnej. Składki zbierano również na wiecach politycznych, a w niektórych miejscowościach organizowano zabawy czy przedstawienia amatorskie, z których dochód przeznaczano dla uchodźców. Właściwie przez cały okres pobytu Górnoślązaków w Cieszyńskiem prasa informowała o ofiarach pieniężnych składanych przez miejscowych obywateli. Cała akcja była zresztą w dużym stopniu inspirowana właśnie przez prasę. Ponadto uchodźcy znajdowali nieraz gościnę w prywatnych domach. Wiadomo że np. w Piotrowicach udzielili im schronienia Piechoczek, Konieczny i Gajdziok. Z kolei kilku mieszkańców Zbytkowa, zaangażowało się bezpośrednio w akcje powstańcze, działając jako przewodnicy grup wypadowych (Paweł Woźnica) oraz jako kurierzy i wywiadowcy (Anastazja Glac, Anna Kocur). Zachowały się informacje także o ofiarach starć, jakie poniosła ludność cywilna na Śląsku Cieszyńskim. Od kuli zginąć miała np. mieszkanka Piotrowic o nazwisku Kozłowa.

Równie szeroki zasięg miało poparcie polityczne, jakie Cieszyniacy starali się okazać walczącym Górnoślązakom. Pretekstem do tego stawały się np. pogrzeby poległych uchodźców. Odprawiane uroczyście w asyście wojska i oficjalnych osobistości przyciągały rzesze miejscowego obywatelstwa, stanowiąc dogodną okazję do zamanifestowania wspólnoty politycznych postaw i uczuć. Jeszcze lepszą możliwość dla podobnych demonstracji stanowiły specjalnie w tym celu organizowane wiece. Największy z nich odbył się 14 września, w trakcie festynu zorganizowanego na rzecz Białego Krzyża. Wzięło w nim udział pięć tysięcy Ślązaków cieszyńskich i 400 Górnoślązaków. Przemawiali zarówno ich przywódcy, jak i jeden z prezesów Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego ks. Józef Londzin, który zwrócił uwagę na jedność Śląska w walce z Czechami i Niemcami. Na zakończenie przyjęto rezolucję, w której wezwano do działań na rzecz zwycięstwa plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim oraz stwierdzono, że cieszyńscy Ślązacy popierają i nadal będą popierać słuszną walkę swoich górnośląskich braci. Podobny charakter miało zgromadzenie zwołane 30 sierpnia w Domu Narodowym w Cieszynie. W jego trakcie przemawiał m.in. Paweł Bobek, który podkreślił bohaterstwo powstańców i wezwał do ofiar na rzecz uchodźców.

Wyrazicielką opinii i postulatów uchodźców była również cieszyńska prasa, która na bieżąco relacjonowała przebieg walk powstańczych, informowała o akcjach ludności na rzecz uchodźców i tak jak oni oburzała się na bezczynność władz. Ujawniło się to np. w jednym z komentarzy „Gwiazdki Cieszyńskiej”, w którym dosadnie stwierdzono:  „Wojsko polskie rwie się do boju, zaciska pięści i zgrzyta zębami, Krzyżak hula, a Warszawa milczy”. Nastroje takie były na Śląsku Cieszyńskim powszechne. Po burzliwym posiedzeniu w końcu sierpnia Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego wydała rezolucję, w której wezwała, aby: „Rząd Polski i Koalicję by położyły kres temu masowemu i bezlitosnemu mordowaniu ludności przez zajęcie tych obszarów przez wojsko polskie lub koalicyjne. Ludność Śląska Cieszyńskiego nie może obojętnie i z założonymi rękami przypatrywać się wyniszczaniu i wycinaniu w pień górnośląskich braci i nie może znieść, żeby brutalny Prusak rozszerzał swoją swoją wściekłość aż na teren śląska Cieszyńskiego, napadając i ostrzeliwując z aeroplanów, karabinów maszynowych i armat naszych pogranicznych wiosek”. Rada Narodowa swoją troskę o los górnośląskich uchodźców wyraziła w tym samym czasie i w inny sposób — przekazując na ich potrzeby pokaźną sumę pieniędzy.

KSz