Cieszyn i Puck, w 2022 r. świętujące dwudziestolecie partnerstwa, łączy postać gen. Józefa Hallera. O ile jednak jego związek z nadbałtyckim miastem jest powszechnie znany (gen. Haller właśnie w Pucku dokonał w 1920 r. symbolicznych zaślubin Polski z morzem, która to scena utrwalona została m.in. na wielokrotnie reprodukowanym płótnie Wojciecha Kossaka), cieszyńskie powiązania generała nie wydają się oczywiste, chociaż mają o wiele dłuższą historię i osadzone są w kilku wymiarach, w tym również tym najbardziej osobistym. Wszak to w obronie Śląska Cieszyńskiego 26 stycznia 1919 r. poległ młodszy brat gen. Józefa Hallera, kpt. Cezary Haller.
Pierwszą okazję, by bliżej poznać cieszyńskich Ślązaków zyskał Józef Haller we wrześniu 1914 r. Wtedy to do Mszany Dolnej w Małopolsce, gdzie ulokowano jeden z ośrodków tworzenia Legionów Polskich, trafił Legion Śląski, czterystuosobowy oddział złożony z ochotników pochodzących ze Śląska Cieszyńskiego. Po uszczupleniu jego szeregów w wyniku kryzysu przysięgowego, oddział ten poddany został w Mszanie Dolnej reorganizacji i przekształcony w 2. Kompanię, 1. Batalionu, 3. Pułku Legionów. Jak słusznie zauważają historycy, licząca 250 żołnierzy Kompania była pierwszą w nowożytnych dziejach Polski regularną polską jednostką wojskową złożoną ze Ślązaków.
Nie miejsce tu, aby odtwarzać cały proces formowania się śląskiej Kompanii. Dość przypomnieć, iż po wyjeździe w dniu 21 września z Cieszyna, 26 września cieszyńscy ochotnicy złożyli w Mszanie przysięgę wojskową, by już trzy dni później wyruszyć na front. Przejeżdżając na powrót przez Cieszyn, 30 września dotarli na Ruś Zakarpacką, trafiając pod komendę ppłk. Józefa Hallera. Ów doświadczony oficer, jako organizator drużyn sokolich i skautowych od lat związany z polskim ruchem niepodległościowym, po wybuchu wojny objął dowództwo Legionu Wschodniego, a po jego likwidacji w wyniku pierwszego kryzysu przysięgowego, konsekwentnie dążąc do stworzenia polskich sił zbrojnych, zajął się organizowaniem 3. Pułku Legionów, pod koniec września przejmując jego dowództwo. Śląska kompania, będąca jednym z filarów nowo sformowanej jednostki, brała udział we wszystkich działaniach bojowych prowadzonych przez 3. Pułk, walcząc w szeregach jego Pierwszego – szturmowego – Batalionu. Cieszyńscy ochotnicy uczestniczyli w krwawych, stoczonych pod koniec października 1914 r. walkach pod Nadwórną, Hwozdem oraz Mołotkowem, gdzie Kompania Śląska odsłaniała odwrót 3. Pułku. Walczyli następnie w obronie Przełęczy Pantyrskiej, 23 stycznia 1915 r. skutecznie odpierając moskiewski atak na Rafajłową, by jeszcze w lutym wziąć udział w ofensywie na Stanisławów i stoczyć ciężkie boje pod Maksymcem, Sołotwiną i Żurakami. Trwające kilka miesięcy zmagania przyniosły Kompanii Śląskiej olbrzymie straty. Śmierć na polu walki, odniesione rany, ciężkie choroby i wreszcie niewola zredukowały w tym czasie stan śląskiej Kompanii o ponad 40 procent. Krwawe walki wykazały równocześnie heroizm śląskiego żołnierza, jego niezłomność, popartą imponującym zdyscyplinowaniem, sprawnością organizacyjną, a przede wszystkim patriotyzmem. Odwaga i wysokie morale cieszyńskich ochotników zapewne nie uszła też uwadze dowódcy 3. Pułku, zwłaszcza że – wbrew obowiązującym już wówczas zwyczajom – towarzyszył on żołnierzom na linii frontu, w bitwie pod Nadwórną, pierwszej, jaką stoczyli cieszyńscy legioniści, osobiście prowadząc ich do ataku.
Kiedy po kilkutygodniowym wypoczynku, w kwietniu 1915 r. 2. Kompania wyruszyła ponownie do walki, 3. Pułkiem nie dowodził już płk. J. Haller, który, oddawszy komendę mjr. Henrykowi Minkiewiczowi, krótko potem uległ poważnemu wypadkowi, co na wiele miesięcy wyłączyło go z jakiejkolwiek aktywności. W tym czasie cieszyńscy ochotnicy, nadal pozostający w składzie 2. Kompanii, walczyli na Bukowinie, uczestnicząc w ofensywie na Besarabię, swój udział zaznaczając w pierwszej bitwie pod Rarańczą. Wchodzili wówczas w skład utworzonej na przełomie maja i czerwca 1915 r. II Brygady Legionów Polskich, której trzon stanowiły 3. i 2. Pułk Piechoty. Właśnie z uwagi na ich niedawną przeszłość Brygada powszechnie nazywana była Karpacką lub Żelazną. W jej składzie cieszyńscy legioniści jesienią 1915 r. walczyli na Wołyniu, biorąc udział w owianej legendą bitwie pod Kostiuchnówką, gdzie poległ m.in. jeden z organizatorów Legionu Śląskiego, nauczyciel i poeta, dowodzący wówczas 2. Kompanią por. Jan Łysek, własnym przykładem zaświadczając o prawdziwości wypowiedzianych przed rokiem słów, że czyn Legionowy to „widoczna, realna ofiara krwi, którą Śląsk składa Polsce”. Kiedy rok później, w lipcu 1916 r. płk. J. Haller objął dowództwo II Brygady, Śląska Kompania ciągle pozostawała w jej składzie, choć Ślązacy, zdziesiątkowani w wyniku stoczonych wcześniej bojów, stanowili w szeregach Kompanii już tylko kilkuprocentową mniejszość. Wielu z nich rozproszonych było jednak w innych jednostkach Legionów Polskich, przez które w sumie przewinąć miało się ok. 600 cieszyńskich ochotników, przy czym w samym tylko 3. Pułku w drugiej połowie 1916 r. służyło jeszcze co najmniej 150 cieszyńskich Ślązaków. I to oni właśnie dostąpili zaszczytu, aby pod dowództwem płk. J. Hallera 1 grudnia 1916 r. uroczyście wkroczyć do Warszawy.
Śląscy legioniści, jako austriaccy poddani, nie byli zobowiązani do składania przysięgi dotyczącej braterstwa broni z Niemcami oraz wierności przyszłemu, a nieznanemu dotąd królowi Polski, w sposób osobisty nie dotknął ich więc kryzys przysięgowy, latem 1917 r. skutkujący rozwiązaniem Legionów Polskich, aresztowaniem ich Komendanta i internowaniem odmawiających złożenia przysięgi legionistów z zaboru rosyjskiego. Cieszyniacy wraz z dowodzoną przez płk. J. Hallera II Brygadą stali się częścią Polskiego Korpusu Posiłkowego, który jesienią 1917 r. skierowany został na Bukowinę, dobrze znaną im z walk stoczonych w 1915 r. Tam 15 lutego 1918 r., w reakcji na Traktat Brzeski, uznany za kolejny rozbiór Polski, żołnierze II. Brygady przedarli się pod Rarańczą przez front austriacki, by ostatecznie z 10 na 11 maja tegoż roku ulec rozbiciu w krwawej bitwie pod Kaniowem. Stoczył ją z Niemcami II Korpus Polski, do którego legioniści dołączyli po przejściu frontu, a nad którym dowództwo objął płk. J. Haller. W ten sposób dobiegła końca epopeja cieszyńskich ochotników w szeregach legionowych, nie zakończyła się jednak służba cieszyńskich żołnierzy pod komendą Józefa Hallera. Cieszyńscy Ślązacy spotkać mieli się z nim ponownie już jesienią 1918 r., tym razem jednak z dala od granic odradzającej się Rzeczpospolitej.
Umożliwił to dekret prezydenta Francji Raymonda Poincaré z 4 czerwca 1917 r. o utworzeniu Armii Polskiej we Francji. Złożona z ochotników Błękitna Armia, jak przyjęło się ją nazywać od koloru znajdujących się na jej wyposażeniu francuskich mundurów, rychło stać się miała najliczniejszą i najnowocześniejszą polską formacją zbrojną na emigracji. 4 października 1918 r. jej dowództwo objął gen. Józef Haller, który po kaniowskiej klęsce przedostał się do Francji. W tym czasie Armia prowadziła już ochotniczą rekrutację wśród Polaków z armii niemieckiej i austro-węgierskiej wziętych do niewoli na froncie zachodnim i południowym. Zaowocowało to gwałtownym wzrostem liczebności formującej się Armii, której szeregi pomiędzy latem 1918 a 1919 r. zwiększyły się z 20 tys. do 70 tys. żołnierzy. Wśród jeńców zasilających Armię Polską znaleźli się także Cieszyniacy, którzy trafili do alianckiej niewoli we Włoszech. Niewykluczone, że znajdowali się wśród nich również byli podkomendni J. Hallera z II Brygady Legionów. Wszak tych jej żołnierzy, którym w lutym 1918 r. nie udało się przedrzeć przez linię frontu pod Rarańczą, Austriacy wcielili do swojej Armii i wysłali na front włoski.
Jaką część ochotników, którzy zaciągnęli się do Błękitnej Armii, stanowili cieszyńscy Ślązacy, nie wiadomo. Jarosław Rolak, który swoją pracę magisterską poświęcił udziałowi Górnoślązaków w Armii Polskiej we Francji, szacuje ich liczbę na ledwie kilkaset osób. Dane te nie wydają się jednak odpowiadać rzeczywistości. Przeczy im fakt, iż jesienią 1919 r., kiedy to decyzją naczelnego dowództwa cieszyńscy Ślązacy służący wówczas w Wojsku Polskim zostali zdemobilizowani, aby móc wziąć udział w ogłoszonym 27 września 1919 r. plebiscycie na Śląsku Cieszyńskim, z Wojska Polskiego zwolnionych zostało w sumie niemal 5000 wywodzących się z tego regionu żołnierzy, przy czym – jak można się domyślać – większość z nich służyła w Błękitnej Armii. Teza ta znajduje potwierdzenie choćby w danych, jakimi w kwietniu 1919 r. dysponowała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, a z których wynikało, że w Armii Polskiej we Francji służy aktualnie 2500 żołnierzy i 45 oficerów ze Śląska Cieszyńskiego. Nazwiska tych ostatnich ogłosiła 22 kwietnia 1919 r. „Gwiazdka Cieszyńska”, pisząc: „We Francyi znajdują się następujący oficerowie polscy, pochodzący z Księstwa Cieszyńskiego: kapitan Warta z Frysztatu; porucznicy: Gajdzica z Ustronia, Kaleta z Cierlicka, Harwot z Nieborów, Kożusznik z Bogumina; podporucznicy: Mola z Czechowic, Ożana Jerzy z Cisownicy, Gieruszczak z Cieszyna, Wind ze Strumienia, Twardzik z Średniej Suchej, Kiszka Jan z Dolnej Suchej, Skrzypek Floryan, nauczyciel z Ustronia, Pilch Jan z Wisły, Michejda Jan z Nawsia, Hławiczka Andrzej z Puńcowa, dr. Kisiała Jan z Frysztatu, Karch Jerzy z Wisły, Kubala Franciszek z Pruchnej, Wiklicki z Cieszyna, Janiurek Jan z Piotrowic, Tłoczek Teofil z Dębowca, Szweda Jan z Dąbrowej, Solich Jan z Łazów, Kukucz Rudolf z Dziećmorowic, Kubisz Jerzy z Kocobędza, Saszecki Karol z Cieszyna, Gabryś Jan z Wędryni, Rymorz Paweł z Godziszowa, Kisza Jan z Łazów, Siwek Franciszek z Rychwałdu, Poncza Jan z Nieborów, Wojnar Jan z Trzyńca, Szewieczek Franciszek z Grodziszcza, Zaremba Jan z Cieszyna, Balcarek Ludwik z Trzyńca, Śniegoń Józef z Trzyńca, Oszelda Jerzy z Ropicy, Drahokoupil Franc z Grójca, Maulc Józef z Frysztatu, Sznapka Alojzy z Górnej Suchej; aspiranci: Branny z Bobrku, Staszko Adam z Goleszowa i Górnikiewicz Władysław z Dziedzic (przebywa jeszcze w St. Maria, Włochy). Oprócz powyższych znajduje się w wojsku polskiem Hallera 2.500 żołnierzy ze Śląska Cieszyńskiego. Jest to najlepsza odpowiedź na pytanie, czy Śląsk chce należeć do Polski”. Przez cały 1919 r. w „Gwiazdce” pojawiały się kolejne informacje o wywodzących się ze Śląska Cieszyńskiego Hallerczykach, którzy, zamieszczając na łamach gazety pozdrowienia dla swoich krewnych i znajomych, starali się w ten sposób powiadomić ich o swoich losach.
Na teren Polski Armia Hallera przetransportowana została wiosną 1919 r. Wyczekiwano ją w kraju z wielkimi nadziejami. Licząca 70 tys. doskonale wyekwipowanych i doświadczonych żołnierzy, wyposażona w nowoczesną broń, w tym również w 120 czołgów i 98 samolotów, dowodzona przez cieszącego się powszechnym szacunkiem gen. Józefa Hallera, stanowiła siłę, której użycie mogło być rozstrzygające w walkach o granice odradzającej się Rzeczpospolitej. Najpilniejsza potrzeba w tym zakresie zachodziła w owym czasie na froncie ukraińskim, dokąd też Amię Polską skierowano natychmiast po przybyciu do kraju. Jej wejście do walk przeważyło w ciągu ledwie dwóch miesięcy szalę zwycięstwa na stronę Polski i doprowadziło w lipcu 1919 r. do odrzucenia wojsk ukraińskich poza linię Zbrucza. Dowodzącego przybyłymi z Francji żołnierzami gen. Józefa Hallera można było teraz przenieść na inny, bardziej zagrożony odcinek granicy. 15 czerwca 1919 r. gen. J. Haller mianowany został dowódcą Frontu Południowo-Zachodniego, złożonego z dwóch Frontów, Śląskiego oraz Cieszyńskiego. Decyzja ta, na mocy której pod komendę gen. J. Hallera trafili kolejni cieszyńscy żołnierze, stanowiła dość naturalną konsekwencję endeckich afiliacji generała i nadziei, jakie z jego nazwiskiem wiązano na poskromienie Niemców oraz powstrzymanie czeskich zakusów wobec Śląska Cieszyńskiego.
Kiedy wywodzący się z tego regionu żołnierze walczyli jeszcze na wschodzie, w Cieszynie pojawił się ich dowódca. Wydarzyło się to 12 czerwca 1919 r., a więc na trzy dni przed formalnym objęciem przez gen. Józefa Hallera dowództwa nad Frontem Południowo-Zachodnim. Wizyta generała, zapowiadana nad Olzą już od początku maja, rozpoczęła się o godz. 10.30 od uroczystego powitania przed dworcem w zachodniej części miasta, skąd J. Haller udał się na cieszyński zamek, gdzie od 11 listopada 1918 r. rezydowała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego. Witany kolejnymi przemówieniami, odnosząc się do wypowiedzi ks. Józefa Londzina, który stwierdził m.in.: „Wiemy, czem jesteś, jak pracowałeś w czasie wojny, jak tworzyłeś armię polską we Francyi, a tak podczas wojny, jak we Francyi, miałeś też pod sobą Ślązaków. Poniosłeś, Panie Generale, ofiarę osobistą dla Śląska, gdyż brat Twój położył życie swe w obronie Śląska”, Józef Haller odpowiedział: „Miecz polski jest mieczem prawa i sprawiedliwości i kreśli sprawiedliwość. Wspomnieliście o śmierci brata mego. Śmierć ta smutkiem przejęła mą rodzinę, ale w smutku tym była i radość, że nowy węzeł zadzierzgnięty został między Śląskiem a Polską, mogiła ta, to jakby nowa twierdza polskości tutaj”. Słowa te, wygłoszone po niespełna pięciu latach od wymarszu z Cieszyna Legionu Śląskiego, którego żołnierze trafili pod komendę J. Hallera, uznać można za swoiste odwrócenie, a zarazem dopełnienie niegdysiejszej deklaracji Jana Łyska, iż czyn legionowy to „widoczna, realna ofiara krwi, którą Śląsk składa Polsce”. Symboliczny wymiar zyskało także przyjęcie na zamku, gdzie Tadeusz Reger w emocjonalnym wystąpieniu zawołał: „W tej sali, gdzie sprawowali polscy Piastowie rządy przez 260 lat, skąd podczas wojny wysyłali różni Wilhelmowie, Hindenburgowie, Hotzendorfowie miliony ofiar na rzeź wojenną, prosimy: Wodzu, wypędź wroga z kraju!”.
O godz. 16.00 gen. Haller w towarzystwie płk. Franciszka Latinika, dowódcy Frontu Cieszyńskiego i głównodowodzącego siłami polskimi podczas styczniowej wojny polsko-czechosłowackiej o Śląsk Cieszyński, przybyli do Kończyc Małych, gdzie odbyła się uroczystość upamiętniająca śmierć brata generała, kapitana (pośmiertnie awansowanego na majora) Cezarego Hallera, który dowodząc niespełna 240-osobowym półbatalionem, złożonym z żołnierzy wadowickiego Pułku Piechoty, ruszył na odsiecz zaatakowanemu 23 stycznia 1919 r. przez wojska czechosłowackie Śląskowi Cieszyńskiemu i 26 stycznia w trakcie walk poległ w Kończycach Małych. Jego śmierć, w tym czasie owiana już legendami, wśród których nie brakowało budzących grozę, choć nieprawdziwych opowieści o dobiciu rannego kapitana czeskim bagnetem, wywołała wstrząs w polskiej opinii publicznej, a wśród cieszyńskich Polaków rozbudziła nadzieję, iż brat poległego, dowodzący najliczniejszą i najlepiej uzbrojoną formacją zbrojną, zechce wziąć odwet na najeźdźcy i odzyska okupowane przez wojska czechosłowackie obszary Śląska Cieszyńskiego. Uczuciom tym dał wyraz m.in. proboszcz z Kończyc Małych ks. Alojzy Gałuszka, który w miejscu śmierci kpt. Cezarego Hallera wręczył gen. J. Hallerowi kryształową urnę wypełnioną ziemią z pola walki i stwierdził: „Generale […] miejsce, na którem stoisz, to ziemia naprawdę święta, uświęcona krwią za świętą sprawę poległych. […] I krew ta, wytoczona zbrodniczą ręką słowiańskiego Kaina, woła nieustannie, jak niegdyś krew Abla, do niebios: »Ojczyznę, wolność, racz nam wrócić Panie!«”. Następnie zaś, nawiązując do znanej sceny z „Pana Tadeusza”, przekonywał: „Długo, z utęsknieniem spoglądaliśmy, spoglądał cały polski Śląsk na zachód, skąd, jak ongi przed stu laty w owej, brzemiennej nadzieją wiośnie, miał przyjść ratunek. I przybyłeś nareszcie, Generale, otoczony aureolą zwycięzcy i Twoja obecność napawa nas otuchą, że tej naszej ziemi drogiej nie będzie deptała więcej stopa zdradzieckiego wroga, że z nas urodzonych w niewoli, okutych w powiciu zdejmiesz raz na zawsze kajdany, sprawiedliwości dopomożesz do zwycięstwa, a nas wrócisz na Ojczyzny łono”.
Także w Cieszynie na spotkanie z generałem przybyły rzesze ludności polskiej, szacowane na ok. 10 000 osób, które do Cieszyna dotarły z odległych niekiedy okolic Zagłębia Karwińskiego, a także z Beskidów. Na spotkanie z błękitnym generałem przyjechały również delegacje z Górnego Śląska, Spisza, Orawy i Czadeckiego. Generał, odnosząc się do formułowanych pod jego adresem oczekiwań, podczas przemówienia wygłoszonego na zamku stwierdził: „My wiemy, czem jest Śląsk dla Polski. W ludzie drga serce i nerw polski. Jak wieczny dzwon, nie skargi, lecz wołania, powinniście podnosić Wasz głos. Wy tutaj i lud cały doskonale rozumiecie, gdzie jest Wasza obrona, lecz są inne czynniki, które nie zawsze to rozumieją. […] Ja jestem karnym żołnierzem, który podlega rozkazowi. Otrzymałem rozkaz marszu na wschód i poszedłem tam, gdy ofenzywa jeszcze nie była skończona, wyszedł rozkaz, by mnie podległe wojsko usunęło się i otrzymałem rozkaz obsadzenia granicy niemieckiej na zachodzie. Stoję tu na straży przeciw Niemcom. Żądajcie rozkazu, a ja każdemu rozkazowi karnie się poddam i tego, którego wy zażądacie, szczególnie się podejmę. Żądania od Was powinny wychodzić od ludu, bo Wy najlepiej wiecie, czem jest ta ziemia i kiedy chwila odpowiednia”. Nic dziwnego, że atmosfera towarzysząca wizycie gen. Józefa Hallera i wygłaszane w jego trakcie deklaracje nie spodobały się Niemcom, w tym czasie wraz ze sprzyjającą im częścią Ślązaków stanowiącym zdecydowaną większość mieszkańców Cieszyna. Zaowocować miało to poważnymi perturbacjami i – ostatecznie – skandalem. Niechęci do generała dała wyraz niemiecka prasa, a w szczególności „Teschener Volksblatt”, w którego 5 numerze z 15 czerwca 1919 r. ukazał się wyjątkowo zjadliwy, prowokacyjny w istocie artykuł deprecjonujący dowódcze kompetencje gen. J. Hallera, atakujący polski militaryzm, którym zarażana miała być dziatwa szkolna, a także wskazujący na olbrzymie koszty wizyty (w tym sumę 20 tys. marek, którą miano zrekompensować górnikom dniówkę strawioną na powitaniu generała), które negatywnie odbiją na warunkach życia ubogiej ludności. Dwa dni później „Gwiazdka Cieszyńska”, włączając się do dyskusji, ostrzegła: „„»Bildowanym« plotkarkom cieszyńskim nie poszło w smak imponujące powitanie gen. Hallera w Cieszynie. Wściekłości swej dają upust w ten sposób, że niby złe, na łańcuchach trzymane psiki, ujadają na Polaków, obsypując ich najróżnorodniejszymi wyzwiskami. Na jednem takiem »zebraniu« w mleczarni przy ul. Prutka dobrana paczka pyskatych kucharek, szewcowych i różnych innych »bildowanych paniczek« cieszyńskich biadała nad tem, że »tego generała Hallera witano jakby cesarza lub jakiego wysokiego ministra«, że »na jego powitanie niesiono chorągwie, jak na Boże Ciało«, że »kwiaty mu słano pod nogi, jakby to był jaki święty« itd. Jedyną pociechą dla nich była ta okoliczność, że w powitaniu gen. Hallera nie wzięli udziału »bildowani bürgerzy cieszyńscy, tylko ordynarne świnie polskie, hawierze itp. branża«. Właścicielka mleczarni, przytakując plotkarkom, żałowała, że »już niema cesarza, któryby tych kumedyi Polokom nie dozwolił«. […] plotkujące »bildowane bürgerki« niech się mają na baczności, aby na ich rozjechane jadaczki nie nałożono kagańców…”. Ostatecznie też rzecz skończyła się aresztowaniem domniemanego autora tekstu profesora niemieckiego Gimnazjum w Cieszynie Franza Müllera, a potem również dwóch kolejnych podejrzanych o współautorstwo artykułu, bezterminowym zawieszeniem gazety w dniu 24 czerwca i ogłoszonymi – już tylko w postaci ulotki – przeprosinami byłego przewodniczącego kolegium redakcyjnego „Volksblattu”.
Generał Haller ponownie odwiedził Cieszyn po upływie niespełna dwóch miesięcy, przeprowadzając 5 sierpnia inspekcję podległych mu oddziałów wojskowych w Skoczowie, Cieszynie i Jabłonkowie. Wizyta miała najpewniej związek z dyrektywą, jaką w związku z przewidywanym fiaskiem rozmów polsko-czechosłowackich i prawdopodobieństwem wybuchu powstania ludności polskiej na okupowanym przez Czechów obszarze otrzymał gen. Haller z dowództwa Wojsk Polskich, nakazującą mu przygotowanie planów interwencji zbrojnej. Ostatecznie, wróciwszy do Krakowa, generał wydał tylko rozkaz pochwalny dla śląskich żołnierzy, podnosząc ich sprawność i wysokie morale, a jednocześnie nakazał przygotowania do obrony linii demarkacyjnej rozdzielającej strefy okupacyjne na Śląsku Cieszyńskim, stanowczo zabraniając podejmowania jakichkolwiek akcji zaczepnych.
Po upływie kolejnych dwóch miesięcy gen. Haller odwołany został z funkcji Dowódcy Frontu Południowo-Zachodniego, a nominowany dowódcą utworzonego 19 października 1919 r. Frontu Pomorskiego, którego zadaniem stać się miało obsadzenie odzyskanych przez Polskę na mocy Traktatu Wersalskiego obszarów dawnych Prus Królewskich. Proces ten, rozpoczęty 18-19 stycznia 1920 r. wkroczeniem wojska polskiego do Torunia, zakończył się w Pucku 10 lutego uroczystościami zaślubin Polski z morzem. Główną rolę w ich trakcie odegrał dowódca Frontu Pomorskiego gen. Józef Haller, który w towarzystwie kpt. Władysława Zakrzewskiego wjechał konno w fale Bałtyku, po czym wrzucił w morze platynowy pierścień ufundowany przez gdańskich Polaków. Odbywszy zaś następnego dnia krótki rejs kutrem po Zatoce Puckiej, zdecydował się nabyć dwudziestohektarową posiadłość w okolicy Wielkiej Wsi, która w księgach wieczystych zapisana została jako Hallerowo. Przekształcona w ekskluzywny kurort, który nie przetrwał, niestety, do czasów współczesnych, do dzisiaj zachowała swoją nazwę, stanowiąc obecnie dzielnicę Władysławowa. W willi generała, zwanej Hallerówką, od 1990 r. mieści się Centrum Pamięci Generała Józefa Hallera i Jego Żołnierzy.
Na Śląsku Cieszyńskim pamięć o zasługach rodziny Hallerów utrwalało powołane staraniem ks. Karola Olszaka Schronisko dla Chorych i Inwalidów Wojennych im. Cezarego Hallera w Kończycach Wielkich, które uroczyście otwarte zostało 25 października 1922 r. z udziałem samego gen. Józefa Hallera i które – jak łatwo się domyślić – nazywane było Hallerówką lub Hallerianum. Instytucja ta dzisiaj już nie istnieje. Jakkolwiek Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego już w 1919 r. wystąpiła z inicjatywą wzniesienia pomnika w miejscu śmierci Cezarego Hallera, dopiero kilka lat później zdołano ustawić tam metalowy krzyż z emaliowaną tablicą upamiętniającą poległego oficera. W 1939 r., w dwudziestolecie tragicznej śmierci Cezarego Hallera, pod krzyżem odbyły się uroczystości, w których swój udział zapowiedział gen. Józef Haller. Wówczas już jednak stan zdrowia uniemożliwił mu przyjazd do Kończyc, a zamiast niego podczas uroczystości przemówiła siostra generała. Krzyż upamiętniający kpt. Cezarego Hallera po dziś dzień stoi w Kończycach Małych przy drodze wiodącej z Zebrzydowic do Pruchnej.
Kiedy gen. Haller w imieniu Rzeczpospolitej obejmował w posiadanie Pomorze, pośród jego żołnierzy od dawna już nie było Ślązaków cieszyńskich. Nominacja generała na dowódcę Frontu Pomorskiego zbiegła się bowiem w czasie z wydanymi w dniach 22-23 października 1919 r. rozkazami o tymczasowej demobilizacji żołnierzy wywodzących się z obszaru Śląska Cieszyńskiego. Rozkazy formalnie uzasadniane były koniecznością zapewnienia wszystkim uprawnionym mieszkańcom regionu możliwości udziału w ogłoszonym 27 września plebiscycie, w praktyce władze wojskowe zamierzały zaangażować zdemobilizowanych żołnierzy w akcję plebiscytową. Co więcej, stanowić oni mieli liczący niemal 5000 osób zasób kadrowy Tajnej Organizacji Wojskowej, której siły pozostawały w dyspozycji polskich władz wojskowych na wypadek nagłego zagrożenia lub niepomyślnego z polskiej perspektywy rozwoju wydarzeń w regionie. Nawet jednak w obliczu niekorzystnej dla Polski decyzji o podziale Śląska Cieszyńskiego, jaka zapadła w Paryżu 28 lipca 1920 r., możliwość ta nie została wykorzystana i kiedy w sierpniu i wrześniu podjęte zostały próby ponownego wcielenia w szeregi Wojska Polskiego zdemobilizowanych na plebiscyt żołnierzy, przyniosły one nadzwyczaj mizerne rezultaty. Ze zgłaszających się żołnierzy i nowych ochotników nie zdołano skompletować nawet jednego batalionu. Prócz zmęczenia wieloletnią wojną i niepewności co do tego, jak zakończy się bolszewicka ofensywa, przyczyną tego stanu było głębokie załamanie się nastrojów w następstwie podziału regionu i pozostawienie poza nowym kordonem granicznym najbardziej patriotycznej części polskiej społeczności Śląska Cieszyńskiego.
Powrót Pomorza w granice Rzeczpospolitej przyjęto na Śląsku Cieszyńskim z radością. Dała jej wyraz Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, która na ręce gen. J. Hallera wystosowała depeszę następującej treści: „Dzielnemu żołnierzowi polskiemu, docierającemu do morza, cześć! Bohaterskiemu ludowi polskiemu, który wytrwał i dostęp do morza dla Polski utrzymał, słowa hołdu i wdzięczności. W imieniu ludu polskiego znad źródeł Wisły, spod Beskidów Śląskich. Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego”. I byłby to w zasadzie jedyny cieszyński akcent bezpośrednio wiążący się z aktem zaślubin Polski z morzem, gdyby nie… Julian Fałat. Ów wybitny polski akwarelista, były rektor krakowskiej ASP, od lat mieszkający w Bystrej na Śląsku Cieszyńskim, w styczniu 1919 r. , na wieść o czechosłowackiej agresji, wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego i w szeregach 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich wziął udział w obronie regionu, po czym jeszcze w 1919 r. przeniósł się do Torunia i 10 lutego 1920 r. uczestniczył w uroczystościach zaślubin z morzem, czego owocem jest drugi – po wspomnianym na wstępie płótnie Wojciecha Kossaka – obraz przedstawiający monumentalną scenę zaślubin z morzem, dzisiaj eksponowany w Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku.
Krzysztof Szelong
Niniejszy tekst ukazał się drukiem w: „Wiadomości Ratuszowe”, nr 12 z 17 czerwca 2022, s. 18-19, nr 13 z 1 lipca 2022, s. 18-19, nr 14 z 15 lipca 2022, s. 16-17.